sobota, 14 maja 2011

Podróże życia, czyli tam i z powrotem. Dosłownie i w przenosni.

Dżesi. Czuję, jak bym spakował się na wymarzoną podróż, która właśnie została odwołana.
-A może właśnie tak jest? Czy nie jesteś spakowany już od początku maja?
-Czyli dosłownie i w przenośni. Bo jestem.

No wiec wszystko jasne. Wszystko pada.
Ruchome piaski. Ruchome, kurwa piaski. A może ruchome błota?
Jak wiesz plan był ryzykowny, ale nie niebezpieczny, czy też nie zabezpieczony.
Znów miałem jechać z kimś i, z resztą do kogoś. Znów za rękę.
Teraz dowiaduję się, że plan jest zagrożony i nie wiem co robić.
Obdzwoniłem wszystkich ludzi, z którymi miałem ochotę o tym porozmawiać.
Traf chyba, chciał, że byłaś to tylko ty, Dżesi.
W głośnikach Peter G., co jeszcze bardziej przypomina mi o tobie, ale śpisz.
Wypiłem sporo, przepraszam. Może tego nie widać, bo dbam o esTEtykę, ale upiłem się.
Upity za 13zł rozprawiam nad sensem życia. Co za dno. Upadek cywilizacji białego człowieka.
Upadek B.?

Amulety i talizmany.
Tylko teraz które bronią, a które przynoszą określone dary?
''Teoria własna, by Billy''

Billy, jak sam lubi się pieszczotliwie określać stanął nad olbrzymią przepaścią. (a wyraz 'olbrzymi' powinien być uznawany za onomatopeję. Jest genialny i twierdzę tak od szkoły podstawowej, taki też poziom prezentuje ta myśl.)
Kolejny raz, wśród rozpalonych świec, brzęczenia ważek i bąków próbuje, Billord, coś wymyślić. Odkryć pomysł na przyszłe lata. Idzie ciężko. Znów stanęło na bezludnej wyspie pełnej owoców i otoczonej morzem wypełnionym rybami. Z wędką i składanym, przenośnym domem. Z dala od komputerów i telefonów bez których trudno teraz umówić się do fryzjera. Bez fryzjera! I z wędką! Idylla.
Wszechobecna perfekcja.
Prowadzić dobre życie. Bez miłości i bez przyjaźni. Tak tylko zostaliśmy wychowani. Bez tego da się żyć.
To pewne, uwierz.

I Billord staje się coraz bardziej ludzki.


-Czyżby?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz