wtorek, 11 października 2011

Na skraju upadku,

na skraju załamania nerwowego.
Proszę klikać w reklamy.


sobota, 3 września 2011

Jak się bać - instrukcja B

Obgryzłem wszystkie palce, ze wszystkiego.
Paznokieć, skórki, linie papilarne. Krew się leje. Odrosną kurwy!
Proste czynności zaczęły sprawiać ból, od kiedy brudzę ich treść na czerwono.

A wszystko przez to, że ktoś zamalował mi judasza i umieścił wewnątrz szklanej cegły.
-Jak tam dzisiaj?
-Doskonale!
-Na prawdę? ...cieszę się
-Nie, ale sądziłem, że nie spytasz raz jeszcze.

Nie musimy już dłużej czekać.
Na szczęście sierpień się już skończył, przez co nie grozi mu przeładowanie postami.
Niemalże równolegle do sierpnia, przeminął lipiec - miesiąc odrodzenia i śmierci jednocześnie. Wkroczyłem bowiem w nowy wiek, a zaniedbałem ciebie, Dżesi.
Tak. Śmierć i urodziny jednocześnie.
-Bo przecież kawa nie wyklucza herbaty.
-Prawda?

Biały ptak, czarny ptak, rajski ptak.
Życie zatacza koło za kołem. I nie robi tego subtelnie. Nie. Wywala całą zawartość inwentarza. Chce ci tym sypnąć w twarz. Cały bieg zdarzeń i proces zawracania do określonego punktu jest tak wyraźny i krótki w czasie, że nie sposób nie zwymiotować z nadmiaru informacji. Nie sposób go też nie zauważyć. I nie próbuj udawać, że nie widzisz, nie odwracaj wzroku. Bo wtedy dopiero da ci popalić. Poddaj się temu. Wsłuchaj się, jak w tę pojedynczą nutę, którą cała drżysz, kiedy czasem stoisz nieruchomo przed ścianą. Bo przecież nie ma w tym nic złego, że rzeczy spotykają nas codziennie od nowa i są takie same.
-Czyżby?
-Skończ.

Głęboko wierzę w niezwykłość pojedynczych chwil, magię niedopowiedzeń. W przypadek i zbieg okoliczności, gesty i rozwojową, metafizyczną siłę samotności. 100lat samotności. Lubię zmiany i ich nieuchronność, humor podszyty melancholią i wszystko, co dziwne, mroczne, niepokojące... jak fotografie Diane Arbus.

3.
* Z przesady: Spakować kwiaty i jebnąć to wszystko w pospolity, publiczny kosz.
* Lubię ten moment po skończonej medytacji. Jakby ukołysany, cały moment.
* Ta chwila, kiedy przed ścianą drży we mnie pojedyncza nuta.
* Lubię wdawać się w detale. Dekorować potrawy.
* Te uśmiechy przez szybę autobusu.
* Nigdy nie solę na talerzu.
* Całować w usta
   Głaskać po stopie
   Lizać oko

A wiesz co lubię w gołębiach?
Że mogą bezkarnie skakać na różne przedmioty, nie martwiąc się, że je zarwą. I nie dlatego, że SĄ bardzo lekkie, ale one po prostu potrafią...
-latać.
 I wolę najlepszy orgazm od najlepszej kawy. Wiesz?

-A co z obietnicą? No dalej, rzuć we mnie kagankiem oświaty!
-Tak. Pora rozpocząć nowy cykl <na oko> dziesięciu ludowych porad. Poprzedni się już zadomowił, a mądrości czekają.

1. Jak zrywać gumę z ubrań.
   a) Jeśli jest świeża, to nie drap jej bez sensu. Niezależnie od okoliczności rozbierz się i wrzuć ubranie do zamrażalnika na pół godziny. Daj gumie i sobie czas. To idealny moment na butelkę wina, poza tym chodzi tu o, prawdopodobnie, najlepszą kieckę. Następnie energicznie wykrusz gumę. Resztki? -patrz pkt. b

   b) Jeśli zdarzyło ci się usiąść na gumie i zobaczysz to po czasie, wykonaj polecenie z punktu a. Jeśli nie pomogło, weź papierowy ręcznik, złóż go na pół i połóż na plamie. Teraz spróbuj wyprasować miejsce przez ten ręcznik. Następnie powtórz pkt. a




Nie myśl, że telefon poda ci numery, które chciałabyś nakręcić. Dlaczego miałby ci je podać?
-Dziś już nie spytam o nic.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Oni nie powinni się rozmnażać.

Ostatnio:
Wahania. Zostałem wahadłem. Podczas blisko miesięcznego pobytu na wsi, nieustannie zajmowałem myśl konsekwencjami życia.
Wychowanie dzieci. Bo co to jest, że matka pozwala na używanie wiatrówki jedenastoletniemu dziecku? Swojemu dziecku. W Polsce, wydawałoby się, że cywilizacja na wysokim poziomie. To co to jest? Bo byłem w domu przez jakiś czas i zdałem  sobie sprawę, że tam nie ma wychowania. Jest wyżywianie, ubieranie, utrzymywanie. Wychowania brak. Dzieci się pasie, bawi się (się!), względnie dba o bezpieczeństwo, ale tylko względnie. Wystarczy chwila błagań i już jedenastolatek, a wtedy jeszcze nawet dziesięciolatek, dostaje niebezpieczne narzędzie.
Przykładów żądasz?
-Proszę Dżesi: wiatrówka, wiertarka udarowa, kosiarka do trawy. To nie zabawki dziecka. Podobnie z edukacją. Pewne rzeczy trzeba nakazać, bo pewne rzeczy muszą być - tabliczka mnożenia, punktualność, sumienność. Dziecko nie może oddawać swojej pracy domowej matce, tylko dlatego, że zabrało się do niej po 21.00. Bo wcześniej Taniec z Gwiazdami. Niech się uczy samodzielności i planowania. Pobyt w domu zdruzgotał mnie. Wiem, że nieukierunkowanie zagubionego dziecka, prowadzi je do zguby.
Tak zajęty kontemplowaniem życia, zauważyłem kolejne sprawy. Mąż, Pies. Też trzeba go wychować. Ale to już się powtarza sytuacja z dzieckiem.
Tu inne przykłady: Jak mały i śliczny, to się z nim śpi, przytula, pozwala wchodzić na kanapę, karmi pod stołem, nie gani za sikanie w domu. No mały jeszcze jest. Pies rośnie, a w raz ze wzrostem masy ciała wzrastają, kierowane do niego, wymagania, nagle. Pies głupieje, już sam nie wie, co mu wolno i kiedy. W końcu przychodzi czas na elektryczną obrożę. Sama powiedz. Młodociani rodzice.
-Oczywiście nie muszę Ci tłumaczyć na czym ten cały ruch wahadłowy u mnie polega, nie? Mam takie huśtawki, że sam już nie wiem, czy chce mi się śmiać, czy płakać. A obie czynności powtarzają się, przecież, często. Papieros.



Wkrótce:
W chwili nagłego spadku mocy pomyślałem o stworzeniu na oko 10 ludowych, życiowych porad.
Pierwsza już jutro.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Umaluj usta, bo nigdy nic nie wiadomo.

Jest nieźle. Jest naprawdę dobrze. Cały siedzę spokojny, zrelaksowany. Prawda jest taka, że powodem jest jeszcze wypełniony portfel. Za kilka dni sytuacja ulegnie zmianie i poziom opowieści wzrośnie. Kłopot jednak w tym, że im bardziej pusty jest portfel, tym trudniej pozwolić sobie na butelkę wódki.
Słowem: pisanie kosztuje.

A teraz:
Dekadenckie popołudnia zamieniłem na bardziej aktywną formę spędzania czasu, (nadal) wolnego. Przez bardziej aktywną formę, mam na myśli maksymalne, dostępne dla mnie wysilenie mięśni - gra w badmintona i spacery do parku w pełnym ekwipunku sportowym. Nektarynki, książka, pól słonecznika, izotoniczne napoje, parówki. Nigdy nic nie wiadomo. Tak siedzimy, to znaczy gramy przez jakieś 3 godziny. Trzy godziny! Tak, i jest dobrze, nie szkodzi mi na zdrowie.
Komarów ani stłuczek nie ma wcale.


UWAGA 
Organizuję turniej badmintonowy.
Miejsce: Park Szczęśliwicki, Warszawa.
Terminy:
19-21. 08.2011
26-28. 08.2011 (lub inne, dowolne)
Jeśli ktoś jest chętny, to proszę o wiadomość.


sobota, 25 czerwca 2011

Po Perle

Przepis dla śpieszących się.

 Curry No.5 na czesanym tagliatelle.


Składniki:

* główka czosnku meksykańskiego
* 2 puszki tuńczyka w oliwie (2x80g, RIOmare lub Mareblu)
* curry (Kamis) 
* 500ml gęstej śmietany 18% (Piątnica)
* kilka dużych liści bazylii i kilka młodych czubków
* makaron tagliatelle
* sól i pieprz (drobno mielone) 

Sposób przygotowania:

* Obierz i pokrój na plasterki czosnek. 
* Zagotuj wodę, osól ją .
* Wylej oliwę z tuńczyka na patelnię.
* Dodaj odrobinę soli.
* Wrzuć czosnek i zeszklij na małym ogniu.
* Dodaj tuńczyka.
* Ugotuj makaron. 
* Posyp curry.
* Wlej śmietanę.
* Dosypuj curry do momentu uzyskania ładnego, pistacjowego koloru.
* Ugnieć w dłoniach i porwij liście bazylii na duże kawałki, zamieszaj, odstaw z ognia.
* Odcedź makaron i wyjmuj go łyżką do makaronu, lub - lepiej widelcem, rozczesuj.
* Ułóż na białym talerzu, polej sosem i udekoruj czubkiem bazylii.

Pamiętaj, że ładny wygląd, to połowa dobrego smaku. 

poniedziałek, 20 czerwca 2011

ODPŁYŃ WŁASNĄ LIMUZYNĄ

Znów spakowany, znów podróż. Znów te same udręki.
A jak udręki, to czas sięgnąć po wspomagacze.
-Billy?
No wiesz.  Takie tam, wibratory i kulki wielkości orzecha włoskiego.
-Ale dlaczego Ty t...?
Wiesz, prawdopodobnie dlatego, że człowiek podświadomie dąży do emocjonalnego ekshibicjonizmu.
To musi być powód. Jedyny wyraźny. Też to robię. Właśnie teraz.

Bąki za drzwiami, czyli o Michale i Kocie.
Siedzę sobie elegancko, z dupą bezpośrednio, na fotelu, papierosa zapalam, palę. Jest ciepło, miło.
Nagle -co to? Bąki za drzwiami. A po chwili zachwyty. -Ty nawet bąki puszczasz uroczo.
UROCZO. BĄKI. Rozumiesz?
-A...
Wesz, może moje początki wyglądają inaczej i stąd ta złość na wciąż reklamujących się zakochanych, którzy w ciągu pierwszych randek doszukują się u siebie zalet? Na siłę, do przesady. A może to tylko brak początków? Nie mogę tego słuchać.
-Przecież już niedługo.
Wiem. Dlatego ciągle tu tkwię, z dupą bezpośrednio.

Tymczasem, jeśli chodzi o plany wyjazdowo -  wakacyjne, to powiem Ci, że jestem zaniepokojony. Podwójnie. Wiele razy już myślałem, że nie należy polegać na innych. Bo wszyscy mamy swoje sprawy i problemy, które stawiamy ponad problemy innych. Wiesz, 'każdy nosi swój krzyż'. Właściwie teraz było podobnie. Nie miałem planu B i to był Błąd. Teraz, to co innego. Zmieniam się z lwiątka w lwa. I tak mi dobrze. Więc jedni poznają miłość swojego życia, a ja się staję lwem. Ta druga sprawa nie jest już taka prosta i trudno tu o plan B. No chyba, żeby sprzedać wszystko, łącznie z sobą.
 -Ty myś...
Wiesz przecież, że myślałem. Bo to raz? Bo to ja tylko?
Generalnie sprawa wygląda tak, że należy sprzedać co się ma i zaryzykować. Później już tylko 'odpłynąć własną limuzyną', jak Meluzyna. Nie ważne, w którą ze stron.

***
Pora na kolejną porcję mikro-makro świata.

2.
* świeży owoc opuncji
* bułka z masłem jedzona na świeżym powietrzu
* smak papierosa nad ranem, już się upiwszy i nie wyspawszy
* smak ostatniego papierosa
* rosół mamy
* herbata Oolong
* i, lubię ten smak, gdy mam w ustach słowo fak!



Czy Billord ucieka z miejsca na miejsce?

sobota, 14 maja 2011

Podróże życia, czyli tam i z powrotem. Dosłownie i w przenosni.

Dżesi. Czuję, jak bym spakował się na wymarzoną podróż, która właśnie została odwołana.
-A może właśnie tak jest? Czy nie jesteś spakowany już od początku maja?
-Czyli dosłownie i w przenośni. Bo jestem.

No wiec wszystko jasne. Wszystko pada.
Ruchome piaski. Ruchome, kurwa piaski. A może ruchome błota?
Jak wiesz plan był ryzykowny, ale nie niebezpieczny, czy też nie zabezpieczony.
Znów miałem jechać z kimś i, z resztą do kogoś. Znów za rękę.
Teraz dowiaduję się, że plan jest zagrożony i nie wiem co robić.
Obdzwoniłem wszystkich ludzi, z którymi miałem ochotę o tym porozmawiać.
Traf chyba, chciał, że byłaś to tylko ty, Dżesi.
W głośnikach Peter G., co jeszcze bardziej przypomina mi o tobie, ale śpisz.
Wypiłem sporo, przepraszam. Może tego nie widać, bo dbam o esTEtykę, ale upiłem się.
Upity za 13zł rozprawiam nad sensem życia. Co za dno. Upadek cywilizacji białego człowieka.
Upadek B.?

Amulety i talizmany.
Tylko teraz które bronią, a które przynoszą określone dary?
''Teoria własna, by Billy''

Billy, jak sam lubi się pieszczotliwie określać stanął nad olbrzymią przepaścią. (a wyraz 'olbrzymi' powinien być uznawany za onomatopeję. Jest genialny i twierdzę tak od szkoły podstawowej, taki też poziom prezentuje ta myśl.)
Kolejny raz, wśród rozpalonych świec, brzęczenia ważek i bąków próbuje, Billord, coś wymyślić. Odkryć pomysł na przyszłe lata. Idzie ciężko. Znów stanęło na bezludnej wyspie pełnej owoców i otoczonej morzem wypełnionym rybami. Z wędką i składanym, przenośnym domem. Z dala od komputerów i telefonów bez których trudno teraz umówić się do fryzjera. Bez fryzjera! I z wędką! Idylla.
Wszechobecna perfekcja.
Prowadzić dobre życie. Bez miłości i bez przyjaźni. Tak tylko zostaliśmy wychowani. Bez tego da się żyć.
To pewne, uwierz.

I Billord staje się coraz bardziej ludzki.


-Czyżby?

środa, 27 kwietnia 2011

Uwielbiam bazary warzywne.


Uwielbiam je. Wchodzisz i zaczynasz łączyć obrazy. 
Powstaje w twojej głowie sos. Idziesz dalej i już widzisz zupę.
Taka sytuacja przytrafiła mi się właśnie dziś. 
Szedłem ulicą, a zapach przyciągnął mój wzrok. Tak, zapach przyciągał wzrok. 
Wszedłem na bazar. Otoczyły mnie zapachy. Rozgrzane pomidory, koper, rodzynki i zboża. Świat zawirował. Wygrzebałem z torby reklamówkę i rozeznałem się w cenach. 
Dziś ugotujemy zupę.
Hiszpańsko-polską zupę pomidorową z melisą.

Składniki:
(warzywa ładne, średniej wielkości)

  • ½ selera
  •  2 marchewki
  •  ½ pora
  •  pietruszka
  •  pęczek kopru
  •  pęczek natki pietruszki
  •  mały pęczek lubczyku
  •  kilka świeżych listków bazylii i melisy cytrynowej (najlepiej młode czubki)
  •  ½ łyżeczki suszonego oregano
  •  ½ białej cebuli
  •  2 ziarenka ziela angielskiego
  •  2 liście laurowe
  •  puszka włoskich pomidorów (całe, bez skórki)
  •  puszka pomidorów koktajlowych (całe, mogą być ze skórką)
  •  kubek gęstej śmietany - Piątnica 18%
  •  łyżeczka musztardy
  •  łyżka oliwy z oliwek 
  • 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego Łowicz 30%
  •  2 łyżeczki Vegety
  •  2 kostki rosołowe Knorr z pietruszką i lubczykiem
  •  ½ kostki rosołowej Winiary z zielem angielskim i liściem laurowym
  •  średnio mielony pieprz
  •  sól morska

Pamiętaj, że ładne produkty, to dobry smak.


Sposób przygotowania:

  • Obierz warzywa (pokrój na mniejsze kawałki w zależności od potrzeb) i zalej je zimną wodą. Dodaj ziele angielskie i liście laurowe. Zioła jeszcze czekają! Gotuj na małym ogniu.
  •  Cebula. Obierz, umyj, urwij korzenie, ale nie odcinaj nasady. Opal nad palnikiem i dodaj do reszty warzyw.
  •  W małym garnuszku rozpuść kostki. Przelej przez gazę włożoną do sitka – pozbędziesz się syfnego tłuszczu i śmieci z kostki. Wlej do warzyw. Gotuj pod przykryciem na najmniejszym ogniu ok. 45min. Pod koniec wrzuć posiekany koper, natkę pietruszki, lubczyk, bazylię i melisę (zostaw kilka listków do dekoracji). Ugnieć je wcześniej w dłoniach, żeby wydobyć  więcej aromatu. Dodaj oregano. Nazwijmy to rosołem. W razie potrzeby dodaj Vegety.
  •  Do osobnego garnka wlej wszystkie pomidory. Dodaj łyżkę oliwy, musztardę i 0,5L wody. Gotuj pod przykryciem, na małym ogniu, mieszając od czasu do czasu. Odparuj większość wody. Płyn ma być dość gesty. Jeśli jest zbyt blady, dodaj koncentratu. Odstaw do częściowego ostygnięcia.
  •  Z rosołu wyrzuć pora, selera i korzeń pietruszki. Została marchew, cebula, natki i zioła, tak? Dodaj pieprz i, w razie potrzeby, sól.
  •   Pomidory przelej na sitko i przecieraj do rosołu, aż zostaną tylko szypułki i skóry. Delikatnie zagotuj.
  •  Makaron gotuj w dużej ilości osolonej wody. Odcedź i przelej wodą. Proponuję koraliki Lubelli. Ok. 100ml/os. Przy 4 osobach zalecam dorzucić dodatkowo o 100ml więcej. Używam mililitrów, ponieważ korzystam z miarki po płynie do prania.
  •  Wsyp makaron do miseczek lub talerzy i zalej zupą. Pierwsza łyżka z samego dna garnka! Dodaj 2 łyżki śmietany i udekoruj listkiem świeżej melisy.


Pamiętaj, że długie gotowanie, to dobry smak jednak…

Hiszpańsko-polska zupa pomidorowa z melisą jest zupą kapryśną. Postaraj się, żeby była ładna – to łagodzi jej temperament.

Pamiętaj, że ładny wygląd, to połowa dobrego smaku.


poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Płoną świeczki na grobach Dżesiki, Andżeliki, Łucji.

-Wbrew temu, co mówiłem, nie umarłem.
 A ty jak myślisz Dżesi? Jak umrzesz?
-Spadnie na mnie gwiazda.


Mówią, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Kolejny raz wypada mi się zgodzić, i to ze skruchą.
Człowiek ma ograniczoną ilość miejsc dla ludzi zwanych przyjaciółmi. Każdy kolejny wypycha wcześniejszego. W moim przypadku są to chyba 3 miejsca   _  _  _.
Płoną świeczki na grobach Dżesiki, Andżeliki, Łucji.



Wszystko to miało być bardzo osobiste, a w związku z tym zaszyfrowane. Jednak na szyfrowanie trzeba mieć nastrój. Coś w rodzaju głębokiego upadku i bycia na dnie, albo pierwszego momentu, kiedy jeszcze całą stopą dotykasz dna i masz lekko ugięte kolana. Ciągle umoczony w tym dnie, ale już próbujesz się odepchnąć. Dziś mam tylko duże palce w mule, dlatego szyfrów chyba nie będzie. Poza tym, mam wrażenie, że o pewnych sprawach trzeba wprost.
-Czyż nie, Dżesi?


Tym czasem, na mostku w Nortfolk już mniej emocji. Jakby bardziej zapomniany w sobie.
Ale obiecałem, więc masz: Zostałem rzucony. Tak, rzucony. Nie to, że dla kogoś młodszego, nic z tych rzeczy. Zostałem rzucony gdzieś w ciemną otchłań oceanu. Gdzieś, gdzie indziej, gdzieś, gdzie nie ma już nic.
Przez cały ten czas chodziłem nerwowo: 
"Zadzwonić i życzyć Mu nocy...
-Odbierz, odbierz, odbierz..."

A później natrafiłem na Márquez'a: "Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło."
I chociaż początkowo go odrzuciłem, to jednak, ze względu, na ogólna sympatię, pozostał w pliku, na pulpicie. Trochę trwało i być może zrozumiałem go zbyt "po swojemu", ale wydaje się, że sprowadził mnie znów do świata drobnych spraw. Zwróciłem wzrok w stronę mikro-makro świata. Czuję, jak tysiące maleńkich bąbelków musują pod stopami zanurzonymi w mulisty piasek, i to one nie pozwalają mi opaść. Dźwięki. Smaki. Sytuacje. Kolory. Przedmioty. Zapachy.

1.  
* stukot obcasów
* hiszpańska gitara
* drżenie filiżanki na spodku
* migawka aparatu
* jazda na wstecznym biegu
* jazda po żwirze
* zamykanie wiecznego pióra 
* głos Petera Gabriela
* wymawianie słowa Klara 

"(Klara) drapała się delikatnie, opuszkami palców, zbierając myśli."
"Ktoś przed nią stał. Wówczas zdała sobie sprawę z tego, że granatowa sukienka jest tą samą, w którą matka ubrała ją tej niedzieli, że uczesanie jest identyczne z jej własnym, że rysy twarzy należą do niej, że LUSTRO jest duże, a jego rama skryła się w półmroku."

Oto zdał sobie, Billord, sprawę z tego, że marzeń nie można łapać, a jedynie gonić. Bowiem złapane marzenie przestaje być wymarzone.

-Histeria
-Histeria!

W bąbelkach ciężko się pływa. 

poniedziałek, 14 marca 2011

Dżesika umiera mmm...

Post numer jeden.
Przerażony postępującym zapominaniem samego siebie, postanowiłem.
Pozwolę sobie na nieskrępowany patos i wylewanie  żalu.




Jedząc hiszpańsko-polską zupę pomidorową z melisą, Billord Lillholmen doszedł do zatrważającego go wniosku. Bowiem nie da się, nieświadomie, rozgotować ziemniaków. Tak, to pewne.
-Tylko dobrze mnie zrozum, bo jeśli dodasz do tego mieszanie, z pewnością to zrobisz. Spotkajmy się na moście, to ci powiem więcej.




Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa.